Zbombardowanie Zamku Królewskiego

Zdjęcie dla kartki: Zbombardowanie Zamku Królewskiego Blur dla zdjęcia do kartki: Zbombardowanie Zamku Królewskiego

Wikimedia Commons

17 września 1939

Tego dnia zbombardowany Zamek Królewski stanął w płomieniach. Niemcy wykorzystując fakt, że była niedziela zbombardowali także katedrę św. Jana i wiele innych warszawskich kościołów.

"Przejeżdżając koło Zamku, jęczałem głucho, jakbym sam był trafiony. Zamek, potrzaskany granatami, z zawalonym miedzianym dachem, palił się okropnym, czarnym słupem dymu bijącym w niebo jak sama rozpacz" pisał tego dnia Wacław Lipiński. "Ścianę szczytową katedry św. Jana przebił granat niemiecki i eksplodował wewnątrz kościoła. Kościół był tak przepełniony wiernymi, że nie tylko w nawie kościoła, ale również i na krużganku, na schodach, na ulicy stali ludzie. Wybuch granatu rozwalił piękny gotycki krużganek ze słynnymi organami. Gruzy i odłamki zasypały wielki tłum modlących się. Odezwały się jęki rannych, nawoływania bliskich, krótkie, urywane polecenia sanitariuszy, których nie brakło między pobożnymi i którzy rozpoczęli od razu ratowanie" pisał w Dzienniku Obrony Warszawy Zdzisław Żórawski

Od tego dnia ostrzał Warszawy znacznie się wzmógł o czym pisze także przebywający wówczas w stolicy amerykański reporter Julien Bryan. "Bardzo ciężki ostrzał rozpoczął się około 17 września i od tej pory poruszanie się po otwartej przestrzeni stało się niebezpieczne niemal bez przerwy, w dzień i w nocy. (...) W gruncie rzeczy nawet zaprzestano ogłaszać alarmy przeciwlotnicze – o nadciągającym niebezpieczeństwie informowało nas tylko radio, choć nawet ono nie mogło dzień i noc ogłaszać zamiarów niemieckiej artylerii. Codzienna porcja udręki wynosiła dla Warszawy od dziesięciu do trzydziestu tysięcy pocisków. Ostrzał artyleryjski trwał całą dobę. Codziennie znajdowano na ulicach setki zwłok. Zazwyczaj grzebano je w pobliżu miejsca, w którym ludzie ci zginęli – na wąskim pasku trawy koło chodnika, na prywatnym podwórzu lub w parku miejskim. Każdego dnia ostrzał nasilał się w miarę, jak przybywało coraz więcej dział. Innym zagrożeniem były spadające odłamki pocisków polskiej artylerii przeciwlotniczej. Mieszkańców Warszawy zaopatrzono w maski przeciwgazowe, ale ataku gazowego nie było. Natomiast żaden cywil nie miał hełmu. Setki ludzi raniły stalowe fragmenty własnych pocisków. Miliony masek przeciwgazowych dla zwykłych ludzi i żadnych stalowych hełmów. (...) Poważniejsze zagrożenie, przynajmniej obecnie, stwarza własna obrona przeciwlotnicza."

Żródło:
E-kartka 1939

Mapa

Fotografia:

Płonący Zamek Królewski - Wikimedia Commons