Na ulicy dzieje się

Zdjęcie dla kartki: Na ulicy dzieje się Blur dla zdjęcia do kartki: Na ulicy dzieje się

Władysław Podkowiński

25 lipca 1816

25 lipca 1816 na rogach ulic stanęli heroldowie, jak za dawnych czasów ogłaszając donośnym głosem rozporządzenie, które przedrukowano też we wszystkich warszawskich gazetach. Ówczesnemu prezydentowi miasta, Karolowi Fryderykowi Woydzie zależało, by nowe przepisy regulujące miejski ruch dotarły do wszystkich mieszkańców.

Za Stanisławem Milewskim, autorem monografii o dawnym życiu ulicznym, powtarzamy zalecenia, co do kultury drogowej:
- nie wolno jeździeć "prędko, czyli galopem tak powozami, iako też konno"
- trzymać się prawej strony drogi
- na ulicach wąskich nie wolno stawać powozami i furami "przed bramami wiezdnymi, iako też na wiazdach z ulicy na ulicę"
- "żeby iedni drugich nie wyprzedzali i nie wyścigali, z czego nader niebezpieczne mogą wynikać przypadki"
- nie wolno puszczać koni luzem (a przypadki stratowania ludzi przez rozbiegane konie były częste)

Przepisy te miały być surowo egzekwowane, zaś nieprzestrzegający ich użytkownicy dróg mieli być "bez żadnego względu i natychmiast na Ratusz Główny do Wydziału Policji" odstawieni. Nie były to jedyne przepisy i zalecenia wydawane przez Magistrat w celu okiełznania panującego na ulicach rozgardiaszu. Wkrótce też wprowadzono kary za nieprzestrzeganie przepisów: "zamiast zwyczajnej kary pieniężnej, kara aresztu do dni 8 lub kara cielesna do 16 razy" batem.

Wraz ze wzrostem miasta i poprawą stanu ulic w II poł XIX wieku warszawskie drogi stawały coraz mniej bezpieczne. Co gorsza, rosyjski zaborca postanowił zunifikować prawodawstwo na terenie całego Imperium, dla cywilizowanej Warszawy oznaczało równanie w dół i znaczne złagodzenie kar za przewiny drogowe. Jak wiadomo, w XIX wieku Warszawa mogła się rozwijać tylko w obrębie Wałów Lubomirskiego, dlatego też pod koniec wieku miasto było bardzo gęsto zabudowane i zatłoczone. W międzyczasie obok tradycyjnych osiodłanych koni i dorożek pojawiały się nowe środki lokomocji: omnibusy, tramwaje konne, rowery wreszcie tramwaje elektryczne i samochody. Ruch uliczny wyglądał raczej tak, jak na przedstawionym powyżej rysunku Władysława Podkowińskiego, nic nie miał wspólnego ze statecznym sznurkiem pojazdów utrwalonym na fotografiach i rysunkach.

Słabo też szło egzekwowanie kar za nieostrożną jazdę, policja dość niemrawo brała na siebie ten obowiązek, dopiero z końcem wieku udało się nieco zdyscyplinować woźniców, a tu już pojawił się kolejny problem: pojawienie się automobilów, nowych pojazdów, znacznie szybszych i trudniejszych w obsłudze niż koń. Pierwsze samochody (w Warszawie od 1896) zresztą też nie powalały możliwościami, 20km/h to maksymalna prędkość, na jakie było je stać - dozwolona zaś prędkość przed I wojną światową to około 12km/h.

Szczególnie ciekawie brzmią zalecenia, co do zachowani się na drodze, w poradniku z 1911 roku. Autor ganił niektórych kierowców, którzy zbyt szybko ruszają "chcąc olśnić widokiem rowu wyrytego w drodze przez obracającego się w miejscu koła samochodów". Powiedzmy sobie wprost, czy coś się w tej kwestii zmieniło? Jak na dzisiejsze standardy samochody jeździły jednak wolno, należało jednak jeszcze bardzie zredukować prędkość przy wjeździe do miasta czy wsi, przejeździe obok ludzkich skupisk, mijaniu przechodniów czy rowerzystów, zwierząt etc. Ze szczególna ostrożnością należy traktować... kobiety na rowerach: "przy spotkaniu lub mijaniu pań, jadących na rowerach", nie wystarczy tyko zwolnić, ale też "nie należy się do nich zbytnio zbliżać".

Źródło:
Stanisław Milewski, Życie uliczne niegdysiejszej Warszawy, Warszawa 2013.
Lord Montagu, Sztuka prowadzenia samochodu, Warszawa 1911.

Autor:
Dariusz Krajewski

Fotografia:

Na Placu św. Aleksandra (1887) - Władysław Podkowiński

Materiały dodatkowe